Tydzień 16-22 września to rokrocznie Europejski Tydzień Zrównoważonego Transportu, a jego kulminacja to 22 września – Europejski Dzień bez Samochodu. Zrównoważony transport oznacza wyjście z auta i korzystanie z alternatywnych środków transportu: komunikacji publicznej, rowerów, spacerów.
Jego drugim celem perspektywicznym jest zachęcenie ludzi do zmiany niekorzystnych dla zdrowia i środowiska przyzwyczajeń. Z początkiem jesieni wracają do miast godziny szczytu, korki, stanie w korkach i utyskiwanie na wszystkie wymienione. Trudno ignorować rzeczywistość, ale jest sposób, by akurat ten jej fragment nie doskwierał.
Mam na imię Agnieszka i przemieszczam się głównie rowerem, toteż o nim napiszę. Jednak nie będę dyskutowała z typowymi wątpliwościami, np. że daleko, a co, gdy się spocę itp. To wszystko już napisano. Po prostu każdy moment jest idealny na zrobienie czegoś pierwszy raz, po nowemu, coś odjechanego, tutaj akurat w dosłownym znaczeniu.
Z sondażu CBOS (14-20 VI 2013 r., 1013-osobowa reprezentatywna grupa dorosłych mieszkańców Polski) wynika, że średnio pracujemy zarobkowo 46 godzin tygodniowo. 13% jeździ komunikacją publiczną 8 godzin tygodniowo, 43% to kierowcy, którzy na dojazdy przeznaczają 7 godzin w tygodniu, natomiast rowerzyści i motocykliści stanowią 3% badanej grupy i spędzają w drodze 6 godzin w tygodniu.
Dla równowagi dane ze Stanów Zjednoczonych: przeciętny ojciec spędza dziennie w samochodzie w drodze do pracy 72 minuty, a z dzieckiem 20. Natomiast osiem tygodni w roku zarabia tylko na to, by zapłacić za dojeżdżanie do pracy własnym autem.
Rzucać rower wraz z końcem lata? Bez sensu!
Akurat oszczędność w kontekście jeżdżenia na rowerze do pracy jest kontrowersyjna, bo przy przejazdach rzędu 30 km dziennie wyraźnie rośnie zapotrzebowanie na paliwo dla organizmu. Po pierwszym szoku można osiągnąć względną równowagę finansową w tej kwestii, wożąc ze sobą dwa śniadania i dwa obiady, lecz na początku może się okazać, że miesięczne wyżywienie rowerzysty jest droższe niż zatankowanie baku na ok. 800 kilometrów. Istnieje ryzyko przejedzenia zysków, tak. W odleglejszej perspektywie zaczynamy jednak bardziej zwracać uwagę na to, co jemy, co nam raczej wychodzi na zdrowie, trzeba to dla równowagi przyznać.
Zaraz jesień. Wbrew pozorom jesień to najlepsza pora na rozpoczęcie przygody z jednośladem na co dzień. Lato jest niekorzystne o tyle, że latem jest szalenie kapryśna pogoda. Jesień jest o wiele bardziej zrównoważona i serwuje nam stabilną aurę typu „dzisiaj będzie siąpiło i nie spodziewajcie się zwrotów akcji przez najbliższe trzy dni”. Dzięki ponadprzeciętnie przewidywalnej przeciętnej pogodzie łatwiej przygotować rower i swój outfit. I to właściwie tylko tyle. Wiosna też jest w porządku. Ale zaraz zacznie się jesień i dziś właśnie o niej.
Droga z pracy? Rodzaj spaceru, łyku powietrza i aktywność
We wrześniu rower zwykle jeszcze nie jest zniesiony do piwnicy, a my pełni werwy po letnich aktywnościach na dworze w dobrej kondycji możemy wsiąść na rower i pojechać do szkoły lub pracy. Jeżdżenie na rowerze jesienią to taki rodzaj przedłużenia aktywnych wakacji. Poza tym dni są coraz krótsze i dzięki codziennemu pedałowaniu tam i z powrotem załapujemy się na rodzaj spaceru i łyku powietrza. W środku i na początku jesiennego marazmu być może jest to jedyny kontakt z przyrodą i ze sportem.
No właśnie, sportem. Bo rower to i sport, i transport – dojazdy to praktyczne wykorzystanie potencjalnie marnowalnego czasu na stanie w korkach, czy w aucie, czy w autobusie. To też odpowiednik zorganizowanych ćwiczeń fizycznych w specjalnych salach i ubraniach. Tylko że niemal za darmo, przy okazji przemieszczania się, wysiłek nie idzie w powietrze, to oszczędność czasu, skoro nie trzeba później iść na dodatkowy WF do klubu. Nie trzeba też przewalczać znużenia po całym dniu, gdy zjadło się już kolację i rozgościło w ciepłych kapciach, podczas gdy motywacja spada, wręcz pikuje, a samodyscyplina tak się wstydzi, że udaje, iż jej nie ma. A wcale nie trzeba wyściubiać nosa z domu, by iść na fitness, jak się wróciło jednośladem do domu. Jeśli pracujemy za biurkiem, to ruch przed pracą pozwala nam się lepiej skupić na aktywnościach umysłowych, a po pracy uziemić stres; nie go kumulujemy go dodatkowo, stojąc w nerwach w korku.
Cyklista – to już nie ten, którego nie stać na samochód
Rower wciąż nie jest jeszcze powszechnie traktowany poważnie jako środek transportu, mimo że padł już stereotyp, iż cyklista to ten, którego nie stać na samochód. Przyjeżdżanie rowerem do pracy nie jest już uważane za uwłaczające godności, chyba że jest się zarządcą biurowca w centrum Warszawy i musi się dbać o „standardy adekwatne do klasy, specyfiki i prestiżu budynku”. Jesienią 2011 r. zarządca Warsaw Financial Center w oficjalnym piśmie zakazał pracownikom przyjeżdżania do WFC na rowerze, bo to nie przystoi. Dodatkowo uzasadnił zakaz troską o to, by rzeczeni rowerzyści nie narażali się na groźne stłuczki z samochodami. A rowerzyści to przecież bardzo zdyscyplinowani pracownicy. Nie szukają wymówek typu korek i nieprzejezdny most, zawsze potrafią dokładnie oszacować czas dojazdu. A w razie awarii dla wprawnej osoby wymiana dętki to dwie zmiany świateł.
A wszakże Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że długofalowe zagrożenia zdrowotne związane z siedzącym trybem życia przewyższają niebezpieczeństwo zranienia w wypadku rowerowym. WHO dodatkowo szacuje, iż ryzyko wypadku rowerzysty i kierowcy czy pasażera samochodu jest porównywalne . Że w miastach nie ma świeżego powietrza? No, nie ma. W wielu przypadkach jednak bardziej szkodliwy od wdychania spalin jest brak aktywności fizycznej. Zachęcam do przejrzenia raportu WHO.
Jesienią jest rzeczywiście mniej bezpiecznie ze względu na dywany mokrych liści, wilgotne elementy podłoża, jak bruk, tory tramwajowe, studzienki i kratki, oraz malunki i znaki poziome. Wyjątkowo niebezpiecznie jest na samym początku opadu, gdy można łatwo stracić przyczepność (akwaplanacja, hmm). Na rowerze generalnie warto być skoncentrowanym i przytomnym. Warto wolniej brać zakręty w mżawce i omijać kałuże. W nich może być coś, co nas przewróci. Zupełnie niepotrzebnie.
Mogłabym tak pisać i pisać. Ale od kilkunastu zdań przychodzi mi do głowy już tylko kurier rowerowy. Że on spokojnie może przyjeżdżać do pracy samochodem. Ale pewnie woli na rowerze. A po pracy pewnie idzie na deskę, albo rolki. Lub rower. Jest równowaga na świecie, jest.
Wyobrażacie sobie takie parkingi przed Waszym miejscem pracy?
Artykuł Rowerowe love pochodzi z serwisu Ulica Ekologiczna.